Happy Dashain! Happy Mała Polska w Nepalu!
Jestem w domu z Adasiem – Adaśko maluje, je naleśniki i ogląda niedźwiedzie w Animal Planet. Trochę nietypowo jak na Dashain hehehe. Sujan z bratem pojechali po rodziców za Kathmandu. Zgodnie z tradycją muszą dziś od nich otrzymać błogosławieństwo i tikę na czoło. A rodzice od swoich rodziców – i dlatego już wczoraj do nich pojechali. Bez błogosławieństwa nie mogą zacząć jeść i w ogóle bez niego niedobrze. Adaśko ze swoimi naleśnikami jest usprawiedliwiony. No to czekamy na Sujana, jego brata i rodziców. My tikę też pewnie dostaniemy. Na dostatek, szczęście i zdrowie!
XXX
Od kilku dni formalnie, oficjalnie, ze wszystkimi potrzebnymi numerami mamy Fundację „Mała Polska w Nepalu”! Boże, ile to trwało! 3,5 miesiąca nerwów, poprawek, i jeszcze poprawek, i użerania się z InPostem, który z jednej ulicy Warszawy na drugą dostarczał list 3 tygodnie. Działo się. Ale już mamy wszystko, możemy zbierać i wydawać środki w Dumre – możemy budować Małą Polskę w Nepalu 🙂 Sujan był już we wsi z architektem, inżynierem, kierownikiem budowy i polskim opiekunem wolontariuszy. Plac pod szkołę jest wytyczony. Dom Polski będzie powstawał równolegle, a potem domy mieszkalne. Działa już strona internetowa i profil na fejsie. Musimy uzbierać ponad 350 000 zł, żeby zbudować wszystko, co trzeba. Pukamy gdzie się da, przypominamy o Dumre, prosimy w imieniu tamtejszych dzieci i dorosłych. Pomagamy konkretnym ludziom, prawie 100 osobom, kilkunastu rodzinom, kilkudziesięciu dzieciakom. Ale pracy w Nepalu będzie na lata…Choć czekają nas też pewne przeszkody od nas niezależne….takie polityczne tutejsze smaczki mogą znacznie utrudnić realizację projektu i życie w Nepalu w ogóle.
XXX
Bo na początku zapowiadało się pięknie: nowa Konstytucja, nowy premier, w ogóle nowe! Powiew jakiejś nadziei na lepsze jutro, na zmiany był tu bardzo wyczuwalny do 22 września. Wtedy Indie się wściekły za tę konstytucję, bo ona daje dużo niezależności Nepalowi i znacznie ogranicza wpływy Indii i mniejszości indyjskiej tutaj i zamknęły granicę z Nepalem czyli nie dociera tu paliwo, gaz do gotowania, leki. A to jedyna dostępna droga i możliwość – Indie mają z Nepalem umowę monopolową to znaczy tylko Indie mogą sprzedawać Nepalowi paliwo. Je pierniczę, co tu się dzieje! Litr benzyny przed blokadą granicy kosztował 105 NPR (ok. 1 USD) – teraz od 500 do 700 NPR. Czy ktoś w Polsce wyobraża sobie litr benzyny za 7 USD czyli ok. 28 zł??? Na ulicach znacznie mniejszy ruch, niemal pusto. Ceny transportu dla turystów podskoczyły dwu-trzykrotnie. Ja głównie siedzę w domu, bo cena taksówki na Thamel dla mnie (bo jestem cudzoziemką) to już 1000 NPR (normalnie płaciłam 300-350 NPR). Nie wiem co robi nepalski rząd – pewnie negocjuje z innymi krajami możliwości dostarczania paliwa. Podobno Chiny się zaoferowały. Wrócił też temat ogromnych złóż uranu w regionie Mustang, które rząd zadeklarował zagospodarować. Chce zbudować kopalnię, jakąś elektrownię i sprzedawać ten uran. Indie wściekły się do potęgi, bo uranu nie mają. Rząd zapowiedział też, że zacznie eksploatować tutejsze złoża ropy – podobna są, ale że są połączone ze złożami w Indiach, to Nepal ich nie użytkował, żeby te indyjskie za szybko się nie wyczerpały. Teraz podobno szukają inwestorów, którzy pomogą zagospodarować złoża uranu i ropy, zbudują kopalnie, rafinerie, odpowiednie przetwórnie itp. Ale to potrwa. Parę, paręnaście lat. A paliwa brakuje teraz. Połowa restauracji w Kathmandu już jest zamknięta – z powodu braku gazu do gotowania. My mamy zakamuflowaną jedną extra butlę. Na jakiś czas starczy. Czarny rynek rozwinął się tak szybko, jak kwiaty po monsunie: i kwitnie! Tak sobie myślę przy okazji, że ten naród nepalski ma naprawdę pod górę. Jak nie trzęsienie ziemi, to beznadziejni sąsiedzi. Indie to naprawdę potwór dla tego kraju – już zabrały kilkadziesiąt lat temu Sikhim, Darjeeling i Kashmir – przecież to był kiedyś Nepal. Do dziś mieszkańcy tych regionów mówią po nepalsku…Teraz Indie pokazują swoją prawdziwą twarz jeszcze wyraźniej – albo mają tu wpływy albo won! Chcą ten biedny Nepal zmusić do posłuszeństwa. A Chiny, które pewnie pomogą w tej sytuacji – czy to lepsze dla Nepalu rozwiązanie? Szkoda, że nie chcą tu inwestować i pomagać na dużą skalę inne kraje: Japonia, może nawet USA czy Australia. Ale taki jest widać podział świata – gdzieś tam ponad naszą świadomością mocarstwa dogadały się między sobą i nie wchodzą między wódkę i zakąskę. A normalni ludzie muszą żyć dalej. I żyją. Kupują benzynę za bajońskie kwoty, dużo chodzą. Mimo wszystko przygotowali się do Dashain, zabili tysiące kozłów, ugotowali je, dziś dostaną tiki na szczęście od rodziców. Jutro pójdą w odwiedziny do rodziny, a w poniedziałek wrócą do pracy, do szkoły. Nie czuję w tym narodzie buntu, jakieś garstki wychodzą na ulice i demonstrują. Reszta robi swoje czyli namaste, jest to, co ma być.
XXX
Na początku po europejsku ja się tu buntowałam, dziwiłam różnym rzeczom, wściekałam, „ustawiałam” ludzi naokoło. Jestem tu już dwa lata i sporo się zmieniło we mnie. Wciąż mnie wkurzają np. śmieci walające się wszędzie – choć chyba jednak robi się odrobinę czyściej – albo to, że ludzie się tu bardzo w oczy patrzą, podchodzą blisko. Można by rzec: gapią się. Ale powoli jakoś schodzę z tego mojego poczucia, że cywilizacja, Europa, Polska i ich rozwiązania są lepsze. Bywa mi tu ciężko, ale już się nie dziwie, że ktoś np. nie chce mojego super środka na karaluchy. Może one mu nie przeszkadzają? Nauczyłam się robić swoje, a nie pouczać. Karaluchów u nas nie ma – jak mnie ktoś poprosi o jakieś środki na nie, to mogę dać. Nasze suche śmieci: papiery, pudełka, plastiki – palimy w specjalnym żeliwnym kotle. Któregoś dnia zauważyłam, że sąsiedzi też zaczęli palić w nim swoje suche odpady. Fajnie, że nas podpatrzyli, a nie że ja moim gadaniem z wyższością naturalnie hehehe im to wcisnęłam. Jak nam się zepsuła pompa w domu, to cała „kamienica” czyli 3 rodziny stały nad nią i wycierały wodę – nawet im dałam naszego mopa i jakieś stare ścierki. Jak wyłączyli prąd, a tę pompę jeszcze trzeba było zamontować po naprawie, to razem z moimi didi (czyli sąsiadkami, „siostrami”) trzymałyśmy właścicielowi domu świeczki, żeby coś widział. Nie tracę energii na duperele, mam to, co mam. A mam rodzinę, super synka, dobrego męża, który czasami oczywiście wkurza mnie niemiłosiernie! Ale mam też życzliwą teściową, nienarzucającą się, ale bardzo pomagającą jak trzeba. Mam fajne siostry (męża) – nie gadają po angielsku, ale jakoś się rozumiemy. Nie pogadam z nimi o wszystkim, no nie…Brak mi przyjaciół i spacerów, wyjść do parku, lasu, nad jezioro, spotkań poza domem z bliskimi. W Kathmandu nie ma takich rzeczy. Ale tak wybrałam na razie. Święta Bożego Narodzenia zrobię jednak polskie! Przyjaciółka dowiezie opłatek, śledzie, bakalie i mak… i może jakiś koncentrat do barszczu. I grzyby suszone. A ja kapustę zakiszę.
XXX
Tu na mojej górce z widokiem na Mahadevtar, Baniyatar i Swyambunath mam ciszę, spokój, przestrzeń, wspaniały widok nieba i krążących na nim orłów albo sokołów. Mam maleńki ogródek. Mam ciepłą wodę (suszyłam głowę Sujanowi parę miesięcy i dało się!). Ten Mahadevtar wygląda trochę jak Wawel w Krakowie – wzgórze z szeroką drogą, na nim zabudowania. Tak sobie o tym myślę, że to mój kathmandzki Wawel hehehehe. I choć się czasami wciąż wkurzam, złoszczę, złorzeczę i beczę, to chyba gdzieś między wierszami czuję, że poczucie szczęścia czy nieszczęścia to jakaś interakcja między tym, co we mnie i na zewnątrz. Ale bardziej w środku. To ja nadaję znaczenia temu, co mnie otacza, co mnie spotyka. Dziś jest piękny słoneczny dzień. Ale takie ciepło stonowane, nieprzyduszające, bez upału. Wieje lekki wiaterek. Służąca właścicieli domu przyniosła Adasiowi kwiatka – wszyscy go tu uwielbiają. Rośnie nasz urwis, zdrowo, otoczony kochającymi dziadkami, ciociami, wujkami. Bezpiecznie. Choć trudno. Spokojnie. Choć z zawirowaniami różnymi. Tak sobie idziemy przez życie: ja, mój przewodnik z treku Sujan i nasz łobuziak Adasinek. Happy Dashain to everybody!